Rekonstrukcja wydarzeń z Wołynia w 1943 r.
W sobotni wieczór boisko w Smarchowicach Sląskich stało się tłem do odegranych, krwawych wydarzeń z Wołynia w 1943 roku. - Zależy nam przede wszystkim na tym, by po tej inscenizacji ludzie sięgnęli do książek, poczytali wspomnienia, poznali kawałek naszej wspólnej historii - mówił Tadeusz Kwiecień, organizator sobotniej rekonstrukcji "Wołyń 1943. Czerwony świt - człowiek człowiekowi wilkiem”.
Na polu, tuż przy boisku ustawiono pokryte strzechą chaty chłopskie. Zawieszono na nich garnki, ustawiono budę, studnię, krzyż na rozstaju dróg - wszystko po to, by wiernie imitowały polskie gospodarstwa.
Punktualnie o 20.30 rozległo się ujadanie psów z głośników - które miało poinformować publiczność i mieszkańców chałup o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Chwilę potem pojawili się banderowcy. Część polskich mieszkańców wioski uciekła, a pozostali zostali zamordowani - Zdecydowaliśmy odegrać najłagodniejszą śmierć, przez rozstrzelanie, nie będzie żadnych okrucieństw - zastrzegał przed pokazem Tadeusz Kwiecień.
Gdy banderowcy podpalili kolonię, publiczność usłyszała dźwięk dzwonów z sąsiedniej wioski. Gdy banderowcy zabrali się do grabienia chat, pojawiły się polskie oddziały samoobrony, które stoczyły zwycięski bój z bandą oprawców.
Sama inscenizacja była inna niż poprzednie organizaowane w Smarchowicach przez Grupę Rekonstrukcji Historycznej "Oka". Nie było pikniku i zabawy, a akcja toczyła się po zmroku, więc kilkuset widzów oglądało tylko sylwetki aktorów na tle palącej się chałupy. Sama scena napadu bezbronnych mieszkańców wioski trwała tylko kilka minut, a potem toczyła się już strzelanina między Ukraińcami a polską samoobroną, wspieraną na końcu przez radzieckich partyzantów.
- Nie chcieliśmy poprzez naszą rekonstrukcję rozdrapywać ran. Celem naszej inscenizacji było zorganizowanie widowiska ku przestrodze, przekonując, że nawet dziś człowiek człowiekowi może być wilkiem, o czym napisaliśmy nawet na plakacie - przekonuje Kwiecień.
To trzecia inscenizacja przygotowana przez grupę rekonstrukcyjną "Oka” ze Smarchowic Śląskich. Wcześniej przedstawiali starcia toczone przez regularne wojsko: walki na Śląsku czy bitwę pod Lenino. Tym razem zdecydowali się na symboliczne pokazanie tragedii mieszkańców Wołynia, którzy w 1943 roku masowo ginęli z rąk nacjonalistów ukraińskich.
Wiosną 1943 r. oddziały ukraińskiego podziemia narodowego z odłamu B (od nazwy przywódcy) OUN rozpoczęły czystkę etniczną polskiej ludności Wołynia. Celem było zastraszenie bądź fizyczna jej likwidacja, by w obliczu spodziewanej porażki hitlerowskich Niemiec, a przed nadejściem Armii Czerwonej doprowadzić do powstania państwa ukraińskiego. - Akcja antypolska, jak ją określano w dokumentach OUN B oraz jego zbrojnego ramienia Ukraińskiej Powstańczej Armii - przekształciła się w krwawą rzeź polskich cywilów, kobiet i dzieci. Palono całe wsie, kościoły i szkoły. Polscy mieszkańcy Wołynia początkowo byli zaskoczeni; z czasem doszło do serii akcji odwetowych ze strony powoływanych spontanicznie oddziałów samoobrony oraz działającej na tych terenach 27. Dywizji Piechoty Armii Krajowej.
Zdaniem historyków, w wyniku konfliktu, który z Wołynia rozlał się także na Galicję, zginęło w latach 1943-44 do 100 tys. Polaków i ok. 20 tys. Ukraińców.
Poleć stronę znajomemu